Tak więc jak napisałem wcześniej, naskrobię kilka słów o Mazurskich obserwacjach.
15 sierpnia 2010
Tego dnia nie było mi dane obserwować, ponieważ po pięknym i upalnym dniu, momentami zupełnie bezchmurnym, przyszedł wieczór a z nim... wiadomo, front i chmury. Nie muszę chyba opisywać mojego nastroju i humoru po pięciuset kilometrach i pięknym dniu.
Z obserwacji pozostał mi jedynie film na DVD.
16 sierpnia 2010
Dzień znów był piękny i zapowiadało się wreszcie na jakieś obserwacje.
Przyszedł wieczór, a z nim bezchmurne czarne niebo. Na pyszczku banan. Jadę!
Około godziny 21.00 wyjechałem z "bazy" do wcześniej ustalonego przez google earth miejsca z czarnym LP (na mapie za pierwszym długim budynkiem po prawej stronie, pod lasem
http://www.viamichelin.pl/web/Cartes_Li ... priseH=450) oddalonym od "bazy" o jakieś 15 km.
Baza =
http://www.zukowski.eu/Rozstawiłem sprzęt, było jeszcze dość jasno, więc przeszukałem jeszcze mapy nieba, z myślą o eMkach i postudiowaniu ich dogłębnie.
Noc przychodziła powoli, przynajmniej dla mnie, chciałem, żeby w naszcie było ciemno.
I było.
W zasadzie nie będę się rozpisywał szczegółowo o eMkach, bo WSZYSTKIE BYŁO WIDAĆ JAK NA DŁONI.
W M31 szło patrzeć, nie zerkać a centralnie patrzeć. Chichoty, to ta sama bajka.
Wszystkie eMki w WN widoczne jak w książkowych zdjęciach.
Obok M81 i M82 jest taka galaktyczka NGC 3077 myślę sobie, a co mi tam, pewnie nic nie zobaczę, a tu miła niespodzianka. WIDAĆ i to jak!
Myślę, no skoro widać to NGC, to może i inne też? Tuż obok jest jeszcze NGC 2976, a wyżej NGC 2985 i co? Też widać. Koparka zaczęła mi powolutku opadać. Oczywiście widziałem już wcześniej wszystkie jasne eMki, więc skoro widac NGC, to wziąłem się za nie właśnie.
Nie będę opisywał wszystkich, bo trwałoby to za długo. Powiem tylko, że widziałem całą masę NGC oraz IC.
Teraz hardcore.
Jak tu obserwować letnie niebo bez Veila?
Założyłem OIII i jadę z koksem. Widać cały kompleks wraz z Trójkątem Pickeringa. Dosłownie w OIII świeci w oczy. Widać takie szczegóły, o jakich u nas można jedynie pomarzyć.
Ach, gdybym miał 16"
Mały ruch dobsonem i jest Cresecnt. Widziałem pierwszy raz, bo u nas na Śląsku raczej poza zasięgiem, ale wracamy do Veila.
Myślę, a może tak zdjąć filtr i spróbować bez? Szukałem już tyle razy bez filtra, i nigdy nie widziałem Veila, ale co mi tam. Spróbuję.
Szok. Jest Veil. Miotła i Welon! Nie wierzyłem własnym oczom. Byłem przekonany, że bez filtra nici z Veila. Aż kręciłem głową z niedowierzaniem.
Trójkąt niestety bez filtra nie do zobaczenia.
Oczywiście z filtrami zerkałem jeszcze na M57, M27, które świeciły jak latarnie uliczne.
Na koniec opisu tego dnia dodam, że seeing był taki, a niebo tak czarne, że moja ulubiona NGC 6207, która niezmiennie jest obok M13 była widoczna bez żadnego problemu. Ta słaba galaktyczka niekiedy jest tak mizernie widoczna, że trzeba potrząsać telepem, żeby w ogóle coś zobaczyć. Tam świeciła jak inne na niebie.
Przed końcem obserwacji zostawiłem sobie Jowisza, żeby nie naświetlać zbytnio oka i powiem, że najlepiej wygląda w LVW 8 z UHC-Sem. Jednak jak zaraz napiszę pojawiły się wysokie chmury, które skutecznie utrudniły mi obserwacje.
Im później, tym w oddali były widoczne błyski. Najpierw delikatne, ledwo widoczne, a z upływem czasu coraz silniejsze, na tyle, że o godzinie 1.00 musiałem z niesmakiem jechać do domu. Nadeszły chmury i bańka prysła, skończyły się moje obserwacja tego dnia.
Gdy pozbierałem sprzęt, wróciłem do "bazy" i wszedłem do kampingu, deszcz lał już na całego.
To był koniec super udanego i nie boję się powiedzieć najlepszego dnia obserwacji w moim życiu. Jak dotąd nie przebiło go nic.
Ach... gdybym doczekał M42!
17,18 sierpnia 2010
Deszcz, chmury, kiła. Zero obserwacji, a Łysego coraz więcej.
19 sierpnia 2010
Cały dzień brzydko. Chmury z deszczem przeplatają się ze Słońcem na zmianę. Ze zdecydowaną przewagą chmur. Myślę, na pewno nie będzie pogody, więc wieczorkiem otwieram Tychacza. Jak na złość, niebo robi się bezchmurne, a ja nie mogę jechać. To tak, jak z syndromem umytego samochodu. Jak umyjesz, to spadnie deszcz.
Skoro nie mogę jechać, to biorę telepa, okulary, filtry, ogólnie cały sprzęt i zanoszę na molo. Gaszę światło (wielka latarnia) i mam nadzieję rozkoszować się widokami. Ustawiam szukacz, ale widzę, że nie mam punkcika w red docie. Pewnie bateria się obluzowała (raz już mi się to przydarzyło), więc wyciągam baterię, a ta... sru do jeziora. To była jedyna bateria jaką miałem i jedyny szukacz. Nie pomyślałem o tradycyjnym.
Nie muszę chyba dodawać co pomyślałem, gdy bateria wpadła mi do wody. Lepiej nie przytoczę tych słów, bo musiałbym się dwa miesiące spowiadać.
Bez szukacza zły i pozbawiony chęci do obserwacji namierzyłem jedynie M13, M27 i M71, ta ostatnia tylko przez przypadek, gdyż szukałem właśnie M27. W całym tym pechu jednak to szczęście, że po pół godzinie znów przyszły chmury, a Łysy skutecznie utrudniał obserwacje.
W sumie dłużej składałem i rozkładałem sprzęt, niż obserwowałem.
Po nieudanych obserwacjach, dokończyłem spokojnie browarki i klapnąłem spać.
20 sierpnia 2010
Zrezygnowałem już z obserwacji, choćby nawet było bezchmurnie, bo Księżyc dawał już tak po gałach, że nie było sensu. Wobec powyższego, postanowiliśmy się zbierać do domu, ponieważ dalszy nasz pobyt mijał się z celem.
Po godzinie 16.00 pojechaliśmy do domu.
Wyjazd i udany i nie.
Obserwacyjnie na sześć dni, a raczej nocy, tylko jedna i to nie do końca, ale czarna i piękna. Jak pisałem obserwacyjnie najlepsza na świecie.
Grzybowo też nie udany, bo było jeszcze za sucho i zbyt ciepło na grzybki.
Zobaczyłem przynajmniej Wilczy Szaniec. Warto było, a najlepiej z przewodnikiem, bo opowie o tym kawałku historii.
http://www.wolfsschanze.pl/Na Mazury jeszcze na pewno wrócę, bo na prawdę warto.