...bo żal nam człowieka. Ale Neil nie chciał by komukolwiek Srebrny Glob kojarzył się ze smutkiem. Nie był celebrytą, nie zaanektowałby naszego satelity na potrzeby tej smutnej chwili. Chciał przez resztę swojego życia, ten swój krok traktować właśnie jako mały, nie przypisywał mu nadmiernej wagi, owszem rozumiejąc go jako symboliczny krok jednostki, na który składała sie praca zespołu. Ważne, że był tam, że przesunął granicę możliwości człowieka. Warto sobie uświadomić też to, że było duże prawdopodobieństwo iż moglibyśmy dziś obchodzić kolejną rocznice jego tragicznej wyprawy na nieznane tereny Morza Spokoju. Dziwnie potoczyły się losy innych członków wypraw Apollo. W potocznym rozumieniu stali się dziwakami (nie wiem czy to dobre określenie, nie chciałbym ich obrazić). Ekstremalne stany potrafią zmienić świadomość ludzi. Jednakże spróbujmy sobie uzmysłowić: pozytywny przebieg startu (choć trudno nie oprzeć się porównaniu kolosa Saturna V do siedzenia na beczce prochu), udany lot do Księżyca i wszystkie manewry łącznie z lądowaniem (choć każdy kto trochę zapoznał się z technologią z tamtego czasu, sposobami nawigacji, dużym marginesem pomyłek i przypadków, kiwa z niedowierzaniem głową), przebywanie na Księżycu, jakby w stanie permanentnego zawieszenia (czytaj: niepewności co do dalszego losu), start i połączenie się na powrót ze statkiem macierzystym (choć mogłoby to znowu wyglądać, jak chodzenie po omacku w ciemnym pokoju w poszukiwaniu ziarenka maku), pomyślny lot i wodowanie na Pacyfiku (choć mogłoby to być utopienie dopiero co powstałego z popiołów Feniksa). Nie powinno dziwić zatem, że konkluzją przyjęcia przez wielu członków księżycowych wypraw poglądu, że różne okoliczności, które powinny przybliżać niepowodzenie ich misji, a składały się w zasadzie na jej dobry przebieg, były przejawem działalność opatrzności bożej, albo czegoś innego spoza naszej sfery pojmowania. Neil wydawał się być do końca zrównoważonym, chłodno oceniając tamte wydarzenia i pozostając w cieniu - trochę jakby nieobecny. Ale mnie sie wydaje, że tęsknił do tego odległego i obcego świata. Być może, już bez obawy, podróżuje na promieniu światła (taka metafora zaczerpnięta z filmu), jednocząc się z tą cząstką duszy, którą tam zostawił.
_________________ MAK 150, ED80, refraktor TS 152/900, EQ3-2 ASI 120 MM CMOS (mono), Lumix G3 Celestron Outland LX 10x42, Bresser 8x56
|