Artur Janda napisał(a):
Jurku, dzięki za relację i komentarz (w Twoim wydaniu jak zwykle niezastąpiony). A pytań nigdy nie braknie. Gorzej z odpowiedziami. Kto nie chciałby je wszystkie znać?
Dzięki Arturze.
Ciąg dalszy mojej relacji i ciąg dalszy refleksji...
Jesteśmy zdani na to, aby elita naukowców pomogła nam zrozumieć rzeczywistość na jej najbardziej podstawowym poziomie. Ciekawe jest to (tak było w moim przypadku), że pojmujemy prezentowane zagadnienia nie dziwiąc się, że prelegent nie zaskakuje nas nazbyt skomplikowanymi kwestiami, ale ta iluzja pełnej asymilacji przekazywanych treści nagle pryska, kiedy prelegent musi dokonać pełnej analizy problemu, przy próbie odpowiedzenia na pytania słuchaczy. Dostrzegamy przepaść pojęciową i jasnym jest, że nie my wznosimy się na poziom prelegenta, ale raczej to On zniża się do naszego poziomu. Parę hasłowych określeń zburzyło moją pewność siebie i ocenę swojej wiedzy.
Pozornie śmieszne pytanie, o stosunku Profesora do takich zjawisk jak chodzenie po wodzie (kontekst oczywisty), jak dobrze kojarzę i pamiętam, odnosiło się to do ostatniej książki księdza Profesora. Jak traktować zjawiska, których prawdopodobieństwo zajścia jest duże a jednak nie zachodzą, a zjawiska niezwykle mało prawdopodobne, ale mimo to, zachodzące? Może to właśnie jest obszar określany eufemistycznie strefą cudów? Nawet do układów złożonych z wielu cząstek ma zastosowanie mechanika kwantowa z jej aksjologiczną nieoznaczonością i tunelowaniem kwantowym, jednakże tu barierą nie jest jakaś sprzeczność z prawami fizyki, lecz jedynie ograniczoność czasowa - z jednej strony, krótkotrwałość stanów, w których ontologiczna dziwność byłaby możliwa do obserwowania (również wykorzystana), z drugiej strony natomiast, ograniczony wiek Wszechświata - zbyt krótki aby takie "fanaberie" mogły się ziścić. Zatem, może właśnie tu, jakaś "fizyka cudu" (czytaj: fizyka zjawisk o infinitezymalnym prawdopodobieństwie wystąpienia) ma zastosowanie?
Ksiądz profesor chyba się w tym momencie żachnął, nie chcąc aby kojarzono jego przekonanie z jego powołaniem - ja jednak tę jego "skłonność" zauważyłem i odebrałem jako sugestię niewerbalną skierowaną do słuchaczy, aby naukową postawę nie mylili z tą wynikającą z wiary.
Na potrzeby tej formy mojej relacji przedstawię moją odpowiedź na dylemat pytającego słuchacza - cudownych przejawów w naszym świecie. (Nie mieszajmy w tym miejscu profesora Hellera.)
WIERZĘ, że nie istnieją zjawiska nazywane cudownymi, ale WIEM, lub powinienem raczej powiedzieć, że to intuicja mi podpowiada, że dzieją się czasem rzeczy, których szansa na zaistnienie jest tak mała, iż nie sposób WIERZYĆ w ich możliwość zaistnienia. Treść poprzedzającego zdania w kategoriach prawdy logicznej jest ograniczona - miałaby sens tylko w przypadku rozpatrywania jej prawdziwości w lokalnym wszechświecie. Mamy podstawy domniemywać nielokalny charakter Wszechświata i to jego wielkość (ogrom) sprawia, że infinitezymalność szans (w skali prawdopodobieństwa) urasta do wartości znaczących (czyli bliskich jedności), zatem "prawie" bliskich pewności, że wystąpią gdzieś w lokalnych obszarach rzeczywistości, może właśnie w naszym "zakątku" wszechświata ograniczonym horyzontem światła.
W uświadomieniu sobie tego aspektu, pomógł mi chyba wykład profesora Hellera. Księdza Hellera. I nie było w tym "Ręki Boga", lecz siła sprawcza matematycznego Wszechświata.