Ostatnie dni starego roku i początek nowego spędziłem w Szczyrku. Pogoda pomimo świątecznej aury nie dającej szans na zimę w górach sprawiła się doskonale i aura była piękna. W sam raz na Sylwestra
Oczywiście nie byłbym sobą i zamiast nart wziąłem sprzęt trekkingowy
Prognozy pokazywały mi że największe szanse na czyste niebo będę miał w nocy - a jakże właśnie 31 grudnia. Wstałem o 1 w nocy, ale zamiast ładnego nieba zobaczyłem chmury
No cóż....położyłem się spać dalej ale jakoś nie mogłem. Nosiło mnie kolejny raz. Zwlokłem się o 3.30 szybka kawa, ubranie i w drogę. Jako że największe w okolicy jest Skrzyczne, tam postanowiłem się wdrapać. 15 minut i już byłem na szlaku. Śniegu kilkanaście centymetrów, droga ledwie przetarta, miejscami oblodzona ale przyjemna. Do Hali Jaworzyna całkiem fajnie się szło, choć szlak w dwóch miejscach w nocy pogubiłem. Od Jaworzyny już warunki się diametralnie zmieniły. Zero widoczności jakiegokolwiek szlaku i w górę szedłem częściowo nartostradą, a potem całkowicie po swojemu "do góry" po prostu brodząc czasem w kilkudziesięciu centymetrach świeżego śniegu. Na szczycie byłem po 4, sprawdziłem w internecie pogodę ze stacji meteo na szczycie: minus 15 stopni, odczuwalna prawie 20
ZIMA pełną gębą... Minąłem schronisko i poszedłem w kierunku Malinowskiej Skały. Szło się przyjemnie, a od wschodu zaczęło świtać. Niestety musiałem wybrać: albo zdjęcia albo dalszy marsz gdzie warunki do zdjęć ze względu na widoczność i las stawały się gorsze. Po kilkudziesięciu minutach wróciłem w okolice szczytu i rozstawiłem się ze sprzętem. Słońce i niebo po raz kolejny były dla mnie łaskawe i to co widziałem wynagrodziło mi brak czystego nieba w nocy. Kolory od złota przez żółty, czerwony do purpurowego (i pewnie wszystkie ich odcienie których nazw ze względu na płeć nie odróżniam). Po wschodzie koło 8.30 całkowicie się wypogodziło i reszta Sylwestra upłynęła w iście pięknej zimowej atmosferze….ale to już po zejściu na dół...